Mój osobisty sukces to umiejętność zamówienia dodatkowej wody po koreańsku. Jestem dumny, jak paw.
Azjaci wszędzie są tacy sami. Jak tylko zobaczą jakiś fajny stadion to przerabiają go na wielki bazar. Tak było w Warszawie i tak samo jest w Seulu. Środa była dniem, kiedy całą ekipą (oprócz Juliena) wybraliśmy się na z góry upatrzona pozycję o nazwie Dongdaemun Stadium. Nasz główny cel to kupić prezent walentynkowy dla mojej Oli. Dostaliśmy cynk, że jest tam pełno centrów handlowych.
Wprawdzie normalne sklepu nie działały, ale tuż obok znajdują się dwa stare stadiony, które zostały przerobione na parking i bazar. Bardzo przypomina to nasz stadion X-lecia i też mają to wszystko niedługo wyburzyć.
Na wspomnianym stadionie-bazarze można kupić chyba nawet więcej niż u nas. Widziałem drewniane koła do powozu i fontanny. Oczywiście rządzą klapeczki i adidasy sprowadzone od sąsiada z China i Tajwanu. Tutaj przynajmniej transport wychodzi sporo taniej:)
Można spotkać ludzi z całej Azji. Wietnamczycy, Mongołowie, Hindusi. Jeden wielki kocioł, a pośród nich tacy mistrzowie marketingu bezpośredniego:
No comments:
Post a Comment