Tuesday, February 5, 2008
Korea: Początek
W Korei jestem już od 3 dni, ale jak to często bywa na początku zawsze jest sporo do zrobienie. W związku z powyższym nie miałem czasu na przejście kursu "Nauka blogowania w weekend". Dopiero dzisiaj mam chwilkę, żeby ogarnąć sprawy, które nie są związane z imprezami:)
Początek:
Do Seulu (Seoulu) dolecieliśmy w Niedzielę rano czasu lokalnego. Standardowo nasz samolot, która miał nas zabrać z Paryża do Korei zepsuł się tuż przed odlotem i dał nam dodatkową godzinę na zwiedzenie nudnego terminalu 2F lotniska CDG. Po podstawieniu nowej aluminiowej, latającej trumny wreszcie zaczęliśmy poruszać się w stronę Korei. W towarzystwie 270 Koreańczyków (pozostałe 15 osób to załoga samolotu Air France, Ja, Piotrek i może ze 4 innych białych ludzi:).
Już po 9 godzinach od wylotu z Warszawy byliśmy nad Gdańskiem (zonk:), a po kolejnych 8 zrobiłem takie oto piękne zdjęcie wschodu słońca nad równinami Mongolii.
Po kolejnej godzinie spędzonej w autobusie z lotniska Incheon do Seulu zapakowaliśmy się do taksówki. Na szczęście zostaliśmy wyposażeni w kartkę, która za pomocą dziwnych znaczków w języku Han-geul miała wyjaśnić taksówkarzowi drogę do kampusu KAIST. Nasze zdziwienie było ogromne, gdy kierowca niepewnym wzrokiem czytał wspomnianą kartkę, jadąc jednocześnie w złym kierunku:). Jeszcze większe zdziwienie wywołaliśmy u ochroniarza kampusu, gdy okazało się że nie ma nas na liście zagranicznych studentów na aktualny semestr. Oczywiście ochroniarz mówił tylko w swoim języku.
Potem poznaliśmy Stefana (przydomek roboczy naszego ochroniarza w akademiku), ale to już inna historia.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment