Friday, April 18, 2008

Day 3

To już ostatni dzień spędzony w Tokyo. Miasto jest ogromne, największe na świecie. W całej aglomeracji (razem z Yokohamą i Kawasaki) mieszka 28 milionów ludzi. Razem z Kristo stwierdziliśmy, że jakby wszystkich Finów (5,5 miliona) umieścić w Tokyo to i tak trudno byłoby spotkać choćby jednego:).


Wtorkowe zwiedzanie zaczęliśmy od "Imperial Palace" oraz "East Garden". Pałac jest zamknięty dla turystów z bardzo błahego powodu. Cały czas mieszka w nim imperator:) z żoną. Jedyna część udostępniona do zwiedzania to właśnie East Garden. Jest to przepiękne miejsce w samym środku ogromnej metropolii, w którym można totalnie odciąć się od świata. No może nie totalnie, bo obowiązuje (wyjątkowo w Japonii) zakaz picia alkoholu. Można usiąść na trawie i zrobić sobie piknik. Totalny chill out.


Następnie udaliśmy się do Ueno. Ponieważ byliśmy w Japonii na samym początku kwietnia jest to czas kiedy w całym kraju kwitną wiśnie. Najlepsza pora roku na oglądanie Honsiu. Nasz kolega z KAIST, Koji, powiedział nam, że najlepszym miejscem na oglądanie tego zjawiska jest właśnie park w Ueno. Po dotarciu na miejsce okazało się, że ktoś sprzedał cynk pozostałym mieszkańcom Tokyo, którzy mimo środka tygodnia stawili się w parku prawie wszyscy. No może nie wszyscy, ale pewnie pół populacji Finlandii by się uzbierało spokojnie:).

Generalnie miejscowi mają kwitnące wiśnie w poważaniu i korzystają z okazji, żeby razem z całymi rodzinami i znajomymi napić się Sake lub piwa pod wiśniami. Ponieważ taka duża grupa nie może się mylić, postanowiliśmy ich naśladować, zaopatrując się uprzednio w stosowne trunki. Genialna sprawa, taki odpoczynek bez stresu, że zza krzaka wyskoczy Straż Wiejska z blankiecikiem do wypisywania mandatów.


Po południu pojechaliśmy do dzielnicy Shibuja, która znana jest z dwóch podstawowych atrakcji. Po pierwsze jest to tzw. "Fashion Victim District". PO drugie jest tu ogromna liczba burdeli i "Love Hotel Hill". A teraz po kolei.



Jeśli komuś wydaje się, że stolicą mody jest Paryż, Mediolan lub Nowy York to marny z niego pikuś. Powiem szczerze, że chyba nigdzie na świecie ludzie nie ubierają się tak odważnie jak właśnie w Shibuja. Tutaj powstają najnowsze trendy, które są nieaktualne nie po jednym sezonie, ale po miesiącu lub 2 tygodniach. Młodzi Japończycy przygotowują się tygodniami tylko po, żeby się pokazać na Shibuja. Raj dla wielbicieli zakupów, a dla mnie udręka:)


Tokyo jest tak ogromne i przeludnione, że wcale nas nie zdziwiło, kiedy tego samego dnia odwiedziliśmy 4 miejsca wyglądające, jak dolny Manhattan i Times Square. East Shinjuku (następna dzielnica) wygląda właśnie, jak okolice Times Square tylko, że jest większa i jest tu zdecydowanie więcej ludzi:). Co ciekawe obok ultranowoczesnych wieżowców można znaleźć stare buddyjskie kapliczki i świątynie. Wystarczy wejść w podwórko i można odpocząć w małym "sekretnym ogrodzie".


Dopełnieniem naszej wizyty w Tokyo była kwintesencja Japonii (według Marka), czyli wielofunkcyjne WC. Ten kraj jest tak przyzwyczajony do elektroniki, że nawet zwykły kibelek musi mieć wiele różnych funkcji. Jeśli wydaje Ci się, że twój telefon komórkowy mam zbyt dużo przycisków to pomyśl, że Japońskie WC ma ich od 14 do 18 (sic!).



No comments: