Dzień pierwszy, jak prawie każdy dzień spędzony głównie w podróży, był z dupy. Lotnisko Incheon w Seulu już mnie nie tak nie podnieca, bo byłem na nim 4 razy. Warto tylko wspomnieć, że jest to 2 najlepsze lotnisko na świecie. W rankingu prowadzi Changi w Singapurze, a w czołówce jest też nowy terminal w Pekinie. Z kolei Narita w Tokyo to obrzydliwe miejsce i nie polecam, jako miłośnik "turystyki lotniskowej".
Tokyo powitało nas zimną pogodą i deszczem. Dość szybko udało nam się przetransportować do naszego hostelu gdzie poznaliśmy Brytyjczyka mieszkającego na stałe w Pekinie. Razem postanowiliśmy pojechać do słynnej dzielnicy Roppongi znanej z ogromnej ilości klubów i knajp. Niestety, jak już napisałem dzień był z dupy i okazało się, że w niedzielę cała okolica przymiera. Gdzieniegdzie widać było tylko murzynów reklamujących działalność klubów ze striptizem. Nice tits, go go dance i takie tam zaczęły nas szybko nudzić i poszliśmy coś zjeść. Dzieła zniszczenia próbowała dopełnić kelnerka, która usiłowała nam wmówić, że opłata za serwis "tip" stanowiąca połowę ceny potrawy to taka "Japońska tradycja". Na szczęście byliśmy przebiegli i wiedzieliśmy, że w tym kraju nie daje się napiwków.
Friday, April 18, 2008
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment